Za zakupem elektrycznych samochodów poza aspektem ekologicznym przemawia cały szereg jego zalet. Silnik elektryczny jest łatwo sterowalny, obsługuje się go podobnie jak silnik automatyczny. Posiada jedno przełożenie co zapewnia mu liniowe przyśpieszenie, a więc maksymalny moment obrotowy praktycznie od zera. Nie bez znaczenia jest też konwersja energii na ruch, która sięga w okolice 90%. Przede wszystkim jednak „paliwo” jakim napędzane jest nasze auto jest dużo tańsze od stosowanych powszechnie benzyny, ropy czy nawet gazu.
Samochody elektryczne cieszą się ogromną popularnością w Norwegii, gdzie w kwietniu br. przekroczony został pułap 50 tysięcy zarejestrowanych aut tego typu. Zważywszy na fakt, że liczba mieszkańców tego kraju to zaledwie 5 mln osób, to co 100 kierowca ma w swoim garażu auto elektryczne. W marcu br. sprzedaż auto elektrycznych w Norwegii stanowiła 23% ogólnej sprzedaży aut osobowych w kraju. Sprzyja temu 6,5 tys. stanowisk ładowania zainstalowanych na obszarze całego kraju. Nieco lepszą statystyką w tym obszarze może pochwalić się Francja, która posiada już ponad 9 tysięcy stacji ładowania. W Polsce jest ich wciąż jak na lekarstwo. Na całe szczęście użytkownicy ekoaut mogą skorzystać z pomocy aplikacji mobilnych takich jak np. Pistacje, która pokazuje najbliższe stacje ładowania. Mała ilość stacji ładowania, nie wspominając już o stacjach szybkiego ładowania, jest to na tą chwilę największy problem właścicieli elektrycznych samochodów w naszym kraju. Nie bez znaczenia jest też czas ładowania – rozładowana bateria ładuje się do pełna kilka godzin, korzystając z tzw. „szybkiego ładowania” czas ten skraca się nawet do około 30 minut. Problemem jest też zasięg.
Powyższa tabela ilustruje zasięg poszczególnych modeli samochodów elektrycznych wraz z mocą ich akumulatorów. Faktycznie, dane nie są zbyt pocieszające. Większość aut w zestawieniu ma trudności z przekroczeniem lub zaledwie przekracza 200 km. Zaznaczyć jednak należy, że zasięg taki w zupełności wystarcza na jazdę miejską. Nieliczni z nas w mieście są w stanie przekroczyć dziennie dystans 100 przejechanych kilometrów. Optymista jednak patrząc na to zestawienie widzi też jedną podstawową zaletę – koszty.
Biorąc sobie dla porównania najpopularniejszy elektryczny samochód – Nissan Leaf, przy założeniu, że jest on w stanie przejechać 200 km na jednym ładowaniu, już na pierwszy rzut oka widzimy, że jest po prostu tanio. 200 km, a więc 25 kWh kosztuje nas bowiem około 15 zł, zakładając koszt kWh na poziomie 60 groszy . Pamiętajmy jednak, że korzystając z tańszych taryf nocnych koszty mogą spaść jeszcze bardzie. Niewielu z nas będzie przecież ładować swój ekologiczny samochód w dzień? Mały silnik benzynowy podobnego auta, dajmy na to Nissan Micra (1,2 benzyna) w mieście na 200 km spali około 12 litrów paliwa, a więc ponad 56 zł (cena benzyny 4,70 zł/litr). Oczywiście na chwilę obecną 35 tysięcy złotych, które musimy wyłożyć na Micre IV w porównaniu z kwotą 126 tysiącach złotych, bo tyle zapłacić musimy za elektryczny model Nissan Leaf, jest wciąż kwotą, która przemawia za wyborem tej pierwszej opcji. Pamiętać jednak musimy, że już dziś oferowane są narzędzia pozwalające na obniżenie o 9 % kosztu kredytu na zakup elektrycznego samochodu, dostępne na razie dla firm. Wraz z upowszechnieniem technologii cena ekologicznych aut będzie bowiem spadać, odwrotnie do ceny ropy, której z roku na rok jest przecież coraz mniej.
Starając się podsumować sytuację elektrycznych samochodów powiedzieć trzeba jasno, że w dniu dzisiejszym są one wydatkiem, na który nie każdy z nas może sobie pozwolić. Na chwilę obecną nie są to też auta na trasę. Niemniej jednak z całą pewnością sprawdzą się jako auta miejskie, które nie pokonują dziennie setek kilometrów. Małe, zwinne i co najważniejsze tanie w eksploatacji auto miejskie. W raz z rozwojem technologii można się też spodziewać spadku ich cen na rynku wtórnym. Już teraz dwuletnie auto z bardzo małym przebiegiem możemy bowiem kupić za kwotę 30% mniejszą niż w salonie.